piątek, 18 marca 2016

Parada Bobcats + opowieść o szurniętym facecie

Eloszki kaloszki! ;P

 

(co ja piszę... :/)

   Jeśli mam zacząć od spraw organizacyjnych, to im bliżej jest do tego tysiąca wyświetleń, tym wolniej z nimi idziecie... Cuś tu nie gra... O_O Mam silne podejrzenia, że dzisiaj już nabijecie, a teraz wysłuchajcie dokładnie dokładnej relacji z pasjonującej wyprawy.
   Dziewczyny bardzo szybko się przemieściły na konie (Arya Operowa to nawet była w dwóch miejscach jednocześnie o.O ), ktoś odpalił fajerwerki i ruszyłyśmy. Wlokłyśmy się czymś pomiędzy stępem a kłusem (najbardziej w SSO denerwują mnie takie pośrednie chody różnych postaci, a już najbardziej ten wolniejszy od stępa :V ). Przejeżdżałyśmy przez zapuszczone gospodarstwo Jaspera, wobec czego Bobcats naprawdę mają szczęście, że już tam nie mieszka, bo by je przerobił na pulpety. Po obu stronach drogi stały małe grupki osób w dziwnych kapeluszach, które klaskały i wrzeszczały, kiedy się koło nich przejeżdżało.


   Tak sobie jechałyśmy w kierunku FP, co jakiś czas przejeżdżając przez bramy udekorowane gałęziami i balonami O, (ja tak słodko naśladuję balona... <3). Myślałam, że wjedziemy do miasta, ale jednak zatrzymałyśmy się na plaży. Tam zaczęła lecieć piosenka "Hey Yo, Raptor to suo" i wszystkie dziewczyny uprawiały dzikie densy, czyli to, co ja kocham. Lorka (żeby nie powiedzieć Lor, bo Lor już jest) i Tanisko nie densowały, tylko udzielały różnych informacji: Lorka o tym, że nie wjechałyśmy do FP, bo turyści nie lubią głośnej muzyki i hałasu (a guzik), a Tanisko o tym, że densuję jak dziki pelikan. Tylko skąd leciała ta muzyczka? o.O Raczej nie widziałam, żeby ktoś ją puszczał z fona/tabka/kompa. W każdym razie była słitaśna, a w jej rytmie biłam Julicho, bo tak. Fotki z walki:



   Trzeba przyznać, że dałam tej zuej babie szansę, ale oczywiście wygrałam, chociaż ruszałam się tak naprawdę dosyć wolno. Ona jakoś niezdarnie wymachiwała rękami, a ja ją gryzłam, łapałam za kolana, okręcałam się wokół jej talii, trzepałam po gębie, wywracałam, ciągnęłam za włosy i kopałam. Mam fajną taktykę 8) Po skończonym gruntownym praniu zapragnęłam zostać lalką. Wyglądałam tak:


   Potem z konieczności musiałam się wylogować, bo ktoś próbował mnie kupić :P Ale nie myślcie sobie, że to tylko tyle! Teraz czeka was opowieść o szurniętym facecie. Brzmi ona tak:
   Pewnego dnia postanowiłam się wybrać do obserwatorium. Tam spotkałam faceta o imieniu Mario, który chciał wreszcie otworzyć swój budynek. Poprosił mnie o wywiezienie śmieci, no to wywiozłam, bo śmieciuszki na grzbiecie konia są bardzo modne :* Najpierw jakieś skrzynki, śmieciami to tego nie nazwę, ale w porządku. Ale potem... Okazało się, że ten facet jest szurnięty... On uważa za stertę śmieci...


... odkurzacz, fioletowy kamulec, puchar, pudełko, dynamit, marchewkę i czapkę?!


   Albo rekina?! Przestraszył się go ;P Nie wyrzuciłam tych "śmieci", tylko schowałam w tajnym miejscu, po czym wróciłam do szurniętego Maria. On chciał, żebym latała w 3 miejsca po jakieś jedzenie! Nie no, człowieku, ty nie masz mózgu, że niby ja będę tyle jeździć?! OCZYWIŚCIE musiałam wybrać się po warzywa i śmierdzący malutki kawałek sera. Podobno chce z tego zrobić restaurację. Możemy zrobić zakłady, ile osób tego spróbuje w ciągu miesiąca, kto ile obstawia? Ja 0. I nie sądzicie, że tego szurniętego faceta trzeba odwieźć do psychiatryka?

Wszystkich żegnam, szurniętego faceta do psychiatryka przegnam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Naprawdę radzę wam nie hejtować i nie pisać bezsensownych komów. Będę wściekła.